2 czerwca 2025, 00:11
8 minut czytania
Wiadomosci Wędkarskie
Dawid Starzak z Suchej Beskidzkiej zgłosił do rubryki „Rekordy na plan” pstrąga potokowego ważącego 6 kg. Decyzją Komisji Rekordowych Połowów ryba ta została uznana za nowy rekord Polski. Pstrąg został złowiony w jednej z rzek w województwie małopolskim (na prośbę łowcy i dla dobra ryby oraz łowiska, nie podajemy jego nazwy do publicznej wiadomości).
Powiadom znajomego:
Dawid Starzak: „Moja historia związana z tym pstrągiem rozpoczęła się cztery lata temu. Był to sierpniowy wieczór, letni upał zelżał, woda była podniesiona i mocno przybrudzona. Zmieniłem przynętę na duży, jaskrawy streamer zawiązany na fluorocarbonie 0,27 mm. Po kilku rzutach poczułem potężne uderzenie. Pierwszy, kilkunastometrowy odjazd w dół rzeki był tak gwałtowny, że pomimo grubego przyponu i dużego haka nie byłem w stanie zatrzymać ryby. Pstrąg nagle zawrócił luzując niemal cały zestaw, wbił się w rynnę, a następnie wykonał spektakularny wyskok. W końcu ściągnąłem go na płytszą wodę, gdzie kolega bez większych problemów go podebrał. Miarka pokazała 58 cm, to był wówczas mój nowy PB.
Na kolejne spotkanie z „moim” pstrągiem musiałem poczekać kilka miesięcy. To było otwarcie sezonu, piękne, zimowe popołudnie. Obławiałem grubą rynnę, ale warunki na łowisku nie pozwalały wykonać idealnego rzutu. W końcu udało się, mucha wpadła idealnie pod zwisającą z brzegu wierzbę, ocieniającą sporą jamę wymytą przez wodę. Zacząłem gwałtownie „uciekać” przynętą imitując przestraszoną rybkę. Pstrąg pojawił się znikąd, uderzył od boku, zapinając się idealnie w nożyczki. Pomimo mocnego zestawu bałem się holować go siłowo. W końcu przydał się szeroki podbierak, wielkie cielsko wpadło do niego jak w masło. Tym razem ryba mierzyła 62 cm. Ucieszyłem się z nowego PB, ale po powrocie do do-mu tknęło mnie, żeby porównać go z moim poprzednim rekordem. Każdy pstrąg potokowy ma swój unikatowy układ kropek, który nie zmienia się przez całe jego życie. Można porównać to do linii papilarnych u ludzi. Okazało się, że to dokładnie ta sama ryba!
Wielokrotnie jeszcze odwiedzałem to miejsce, jednak bez efektu. Zacząłem obmyślać nowe taktyki, zmieniałem rodzaj podejścia, przynęty, metody, jednak na końcu zestawu pojawiały się inne ryby, lecz nie „mój” pstrąg. Po jakimś czasie odpuściłem, zacząłem wędkować w innych rzekach. Jednak dalej co pewien czas zaglądałem do mojego starego przyjaciela, choć ciągle bez efektu. Latem następnego roku dotarło do mnie zdjęcie 73-centymetrowego pstrąga z mojej rzeki. To był „on”! „Czyli jeszcze żyje” – pomyślałem.
Minął rok. Na kolejny, kwietniowy wypad nad rzekę namówił mnie kolega. Pogoda nie zachęcała, ale kiedy sprawdziłem poziom wody odzyskałem wiarę. Stan zmniejszył się o ponad połowę, a woda w głębszych dołkach pozostała lekko „kopnięta”. Gwałtowne porywy wiatru wraz z falami deszczu ze śniegiem utrudniały wędkowanie, w końcu warunki poprawiły się. Po jednym z kolejnych rzutów po-czułem delikatne zatrzymanie zestawu. Zaciąłem, wędka wygięła się w pałąk. Wierzcie lub nie, ale ja już wiedziałem, że na końcu zestawu jest „mój” pstrąg! W pewnym momencie ryba postanowiła opuścić rynnę, w której żerowała, i zeszła w dół rzeki prosto w stronę dziury, z której ostatnim razem wyszła mi do streamera. Pstrąg zanurkował, a następnie wzbił się w powietrze. Dokładnie tak, jak wtedy! Dopiero po 25 minutach wyczerpującej walki i po-nad 200 metrach, które przeszedłem i przebiegłem, mój przyjaciel wpakował bestię do podbieraka. Niestety, z powodu braku wagi nie mogłem udokumentować zgłoszenia jako oficjalnego rekordu Polski. Wierzyłem jednak, że kolejne spotkanie z „moim” pstrągiem to tylko kwestia czasu.
Kupiłem wagę, mijały jednak miesiące, a pstrąg nie dawał się skusić. Wiedziałem, w którym miejscu żeruje, odwiedzałem je regularnie z nadzieją, że w końcu trafię na moment jego aktywności. Ko-lejny wypad nad rzekę, jeden z wielu, zaplanowałem na środę, 19 marca br. Kiedy wiązałem zestaw skończył mi się fluorocarbon 0,18 mm, więc założyłem 0,147 mm mówiąc do kolegi, że przecież i tak nie weźmie... No i wykrakałem! Po setnym przepuszczeniu nimfy poczułem delikatny „stop”. Już po kilku sekundach wiedziałem, że to znów „ta” ryba. Ryba jeździła przy samym brzegu, bardzo blisko wystających z wody gałęzi i jam pod wierzbami. Tym razem nie udało mi się wyprowadzić kolosa z najgłębszej bani na płań. Gdybym nie złowił tylu dużych ryb w swojej karierze, nie miałbym najmniejszych szans na wyholowanie tej ryby. Ważny był też odpowiednio dobrany sprzęt. Wędkowałem kijem Sambo Synergy Graphene 11' #3, który – mimo bardzo delikatnego oznaczenia – ma duży zapas mocy w dolniku, odpowiadający mniej więcej wędce 9' #5. Głębokie ugięcie nie tylko ochrania delikatny przypon przed zerwaniem, ale sprawia, że ryba jest spokojniejsza podczas holu, niż byłaby na szybkim blanku. W przypadku tego wędziska #3 oznacza jedynie klasę linki, którą wędką możemy rzucić, jednak przy wędkach nimfowych nie ma to znaczenia, gdyż operujemy tu-taj żyłką, a nie linką.
Po około 15 minutach walki ryba się poddała. Tym razem byłem odpowiednio przygotowany – waga pokazała równe 6 kg. Pstrąg był także dłuższy, niż wtedy, gdy złowiłem go ostatnio. Tym razem mierzył 81 cm. Odczułem ogromną satysfakcję, nie tylko dlatego, że to rekord Polski, ale także dlatego, że kilkukrotne złowienie tego samego, gigantycznego pstrąga jest dla mnie potwierdzeniem słuszności stosowania w praktyce idei „C&R”.
Wielokrotnie spotkałem się z opinią, że holowanie dużych ryb na delikatnym zestawie powoduje ich duże zmęczenie, a w konsekwencji nawet śmierć. Cóż, historia rekordowego pstrąga dowodzi, że nie musi tak być. Z mojego doświadczenia wynika, że dla kondycji ryby po holu kluczowa jest nie tyle sama długa i wycieńczająca walka, ile to, co się dzieje tuż po podebraniu. Wyciągnięcie jej zbyt wcześnie z wody i pozbawienie tlenu w momencie, w którym go najbardziej potrzebuje, osłabia rybę, a często staje się przyczyną jej śmierci. Dlatego rybę zmęczoną po długim holu należy przez dłuższy czas zostawić w wodzie, oczywiście najlepiej płynącej, koniecznie nie przybrudzonej, gdyż cząsteczki osadów dennych mogą wpływać na funkcjonowanie skrzeli i wymianę gazową. Nie należy się śpieszyć. Ja zostawiam rybę w nurcie na około 3 do 5 minut, w zależności od wody, długości holu i wielkości ryby. Także sesja zdjęciowa powinna być jak najkrótsza, zawsze staram się do minimum skrócić czas, kiedy ryba jest poza wodą. Zdjęcia robię nad wodą, rybę unoszę dosłownie na chwilę, a po wykonaniu zdjęcia natychmiast wraca do wody.”
Decyzją komisji Rekordowych Połowów Dawid Starzak otrzymuje nagrody ufundowane przez firmę Konger: kołowrotek Konger Spirado Carp & Feeder LC 650 FD/FCS i żyłkę Konger Method Feeder FC 0,22 mm / 150 m
Galerie łowców znajdziecie na stronie 6 WW 6/25.
Czekamy na twoje rekordy!
https://wiadomosciwedkarskie.com.pl/rekordy-na-plan/zglos-okaz